Przygotowania

Przyznam się szczerze, że wcale nie robiłam jakiegoś wielkiego researchu gdy wybierałam program mojego wolontariatu. Na początku w ogóle myślałam bardziej o pojechaniu gdzieś do Ameryki Południowej, ale po pierwsze zarówno programy jak i loty tam były droższe, a po drugie potem uznałam, że może być mi ciężko nie mówiąc nic po hiszpańsku. Niby coś tam kiedyś się uczyłam go na Duolingo, ale wszyscy wiedzą jak ta znajomość języka potem wygląda. Z tych względów zaczęłam szukać po krajach Afryki, a dokładniej dawnych koloniach angielskich tak, aby urzędowym językiem był angielski i tym właśnie sposobem wypadło na Ghanę. 

Wybrałam program medyczny tak, aby mimo przerwania studiów pozostać trochę w ich tematyce, zresztą i tak obiektywnie te programy brzmiały najciekawiej. Ghana do tego wydawała się najlepsza dla mnie, ponieważ nie oferowała pomocy w szpitalu tylko w małej, lokalnej przychodni oraz tak zwanym woundcare. Nie chciałam pracować w szpitalu z prostego powodu, zwyczajnie bałam się, że będąc zaledwie po 2 roku studiów będę tam większym problemem niż pomocą.

Tak więc Ghana, i co teraz? Prawdę mówiąc nie spodziewałam się zupełnie tego, że uzyskanie wizy będzie tak ekstremalnie ciężkie. Najbliższa ambasada jest w Berlinie, wiec albo samemu pojedziesz do Berlina, albo wyślesz kuriera, co oczywiście swoje kosztuje (już nie mówiąc do tym, że sama visa też tania nie była). Jednak strefa Schengen trochę nas Europejczyków rozpuściła pod tym względem. Ale udało się, trwało to miesiąc, ale się udało. Powiedzmy, że byłam gotowa na to, żeby wyjeżdżać…

Komentarze

Popularne posty